0
igore 1 marca 2017 21:02
Wstęp i dzien 1

Nadzedł czas na pisanie kolejnej relacji. Ostatnio wysyp RTW i opisów innych ciekawych podróży, co niezmiernie mnie cieszy i jest znakomitym źrodłem inspiracji.
Nasza podróż do Meksyku nie była planowana. Znaczy się, kraj interesował nas jak każdy inny, ale nie było go na liście Top3 na 2017 rok. Zamiast Meksyku miała być po raz kolejny Ameryka Południowa, a konkretnie Patagonia. Brak biletów w odpowiedniej cenie i świetna wrzutka @horacy19, w połączeniu z tym, że razem z K. – moją towarzyszką – pracowaliśmy lekko skacowani z domu i łatwiej nam się było porozumieć, sprawiły że za niecałe 2 tys. złotych staliśmy się posiadaczami biletów do Cancun. Kupilismy je w pażdzierniku i choć czasu na planowanie było sporo, nie planowaliśmy zbytnio. W odpowiednim momencie kupiłem jedynie przeloty do Chiapas, gdyż to ten stan, prócz Guanajuato najbardziej mnie interesował. Niestety z powodu braku czasu nie mogliśmy odwiedzić obu. W kolejnej promocji KLM dokupiliśmy bilety RT do Amsterdamu i tym samym skompletowaliśmy 8 lotów za ok. 1500 złotych. Na miejscu mieliśmy być zaledwie 10 dni, co wydaję się liczbą wręcz śmieszną. Cóż mogliśmy począć, oboje pracujemy na etacie i ... no sami przecież wiecie jak jest.
10 dni – 4 w Chiapas, 5 na Jukatanie i jeden w stolicy kraju. W Polsce zima, w Meksyku ciepło, ale jeśli spodziewacie się zdjęć i opisów pięknych plaż i lazurowej wody, to niestety się zawiedziecie. To nie jest nasz styl podróżowania i w ten sposób spędziliśmy zaledwie kilka godzin. Jeśli czytaliście ktorąś z moich poprzednich relacji, wiecie że będzie dużo targów, zdjęć ludzi, sporo alkoholu i jedzenia. Tak, to jest nasz styl, bez przewodnika – choć przyznam, że jeden wziąłem do ręki, by odłożyć po chwili z niesmakiem, gdyż spora część relacji z forum ma większą wartość niż przewodniki.
10 dni – 8 lotów, kilkanaście przejazdów autobusami lub collectivos, kilka taksówkami, sporo kilometrów pokonanych pieszo, ale podróż rozpoczynamy od pociągu , którym tuż po pracy, uzbrojeni w Forclazy 40 udajemy się do stolicy. W ostatniej chwili zdązyłem się nawet spakować ;)
Nocleg w Warszawie i lecimy do Amsterdamu, gdzie podczas kilkugodzinnego postoju jedziemy do centrum. Dwugodzinny spacer, parę piw, obiad w lokalnej knajpie (bez wizyty w coffee shopie ;) ) i wsiadamy do samolotu Aeromexico. To pierwsza nasza podróż tą linią i jednocześnie najgorsze doświadczenie kulinarne w przestworzach. Na pytanie chicken or pasta?, odpowiadajcie chicken. Transfer w Cancun odbywa się bezproblemowo, choć informacja o naszym locie nie wyświetla się na żadnej z tablic. Już na początku mamy przedsmak meksykańskiego podejścia do picia kawy, gdy po zamówieniu podwójnego espresso, dostajemy po wiadrze lurowatego napoju. Z Cancun lecimy od razu do Tuxtli Gutierrez – stolicy stanu Chiapas, gdzie przez przypadek znajdujemy od razu autobus za 230 peso (sporo, ale po ponad 30h w podróży byliśmy skłonni tyle zapłacić) do San Cristobal.
Wysiadamy, z dworca do naszego hotelu jest kilka kilometrów i wraz z przejściem każdego z nich, miasteczko zaczyna się nam coraz bardziej podobać. Wysokie chodniki, po któych nieliczni turyści z trudem wloką walizki na kólkach, Indianki zajęte rękodziełem, gromady dzieci bawiące się na ulicach, małe kolorowe domki i góry. Już wiemy, że żal będzie stąd wyjeżdżać.Hehe, gdyby @‌BooBooZB‌ napisal relacje z toples w tytule, sam pewnie bylbym wsrod pierwszych czytajacych. Wszak nierzadko w tytule jego relacji pojawia sie rowniez slowo dmuchany. ;)Niestety nie. Topes to po prostu progi zwalniajace, ktorych w Meksyku jest mnostwo. Choc pewne podobienstwa sa ;) (zdjecie nie moje)Dzień 2 Chamula

Zatrzymaliśmy się w całkiem przyzwoitym hotelu Rincon del Arco. Miejsca noclegowe w San Cristobal są stosunkowo tanie, spora różnica temperatur pomiędzy dniem i nocą może sprawiać, że w pokoju będzie zimno. Na śniadanie do wyboru między innymi: nachosy z sosem pomidorowym, naleśniki z syropem klonowym i przeróżne owoce.
Kierujemy się w stronę terminalu collectivos i sąsiadującego z nim targu. Targ przypomina jeden wielki bajzel, przynajmniej dla nas – dla mieszkańców w tym chaosie zapewne istnieje jakaś prawidłowość. Panie sprzedające kury spod pachy, świńskie łby, ogromne ilości owoców i warzyw – brud, smród i wszechobecne nawoływania sprzedawców sprawiają, że nie od razu się w tym gąszczu odnajdujemy. Postanawiamy wrócić tam w drodze powrotnej z Chamuli, do której jedziemy małym rozklekotanym busem za 15 peso.


DSC04550.jpg



DSC04572.jpg



DSC04586.jpg



DSC04587.jpg



DSC04589.jpg



DSC04595.jpg



W mieście od razu udajemy się do głownej atrakcji, czyli kościoła San Juan Bautista, miejsca specyficznych obrzędów indian Tzotzil. W świątyni nie można robić zdjęć, całą podłoga jest pokryta sosnowym igliwiem, nie ma ławek ani ołtarza, palą sie za to setki świec. Atmosfera jest niesamowita. Stajemy z boku i przyglądamy się obrzędom. Podczas naszego piętnastominutowego pobytu, siedzące na podłodze kobiety, podczas odmawiania „modlitwy” w języku Tzotzil, ukręcają głowy dwóm kurom, po czym okadzają się nimi nawzajem. Wylewają na podłogę Coca-Colę i posh (lokalny alkohol). Co chwile ktoś do nas podchodzi, by upewnić się, ze nie fotografujemy. Byłem bliski zrobienia zdjęcia, ale zrezygnowałem. Nigdy nie wiadomo co nieobliczalnym Tzotzil wpadnie do głowy. Trzeba uwazać, bo w Chamuli meksykańska policja raczej nam nie pomoże. Trochę mi się udzieliła atmosfera i dopiero K. wyciągnęła mnie siłą ze świątyni. Jeszcze chwila i sam byłbym gotów ukatrupić kurczaka ;)


DSC04605.jpg



DSC04609.jpg



DSC04614.jpg



DSC04617.jpg



P1030321.jpg



P1030323.jpg



P1030327.jpg



Wychodzimy, spacerujemy trochę po niezbyt gościnnej okolicy i siadamy w knajpie, która okazuje się świetnym punktem obserwacyjnym. Siedzimy jakąś godzinę, pijąc, rozdając peso i robiąc zdjęcia. Dzieciaki są tak przekonujące w proszeniu o jałmużnę, że K., pracująca na co dzień w branży reklamowej, jest gotowa zatrudnić jednego w charakterze sprzedawcy. Miejscowi nie są tak niedostępni jak się ich opisuje. Udało mi się nawet zarobić kilka uśmiechów od mieszkańców. W busie do San Cristobal jedna z pasażerek wiezie pod pachą żywego kurczaka, co oznacza, że można być ptactwem w Chamuli i przeżyć.


DSC04626.jpg



DSC04633.jpg



DSC04638.jpg



DSC04641.jpg



DSC04642.jpg



DSC04643.jpg



DSC04644.jpg



DSC04648.jpg



DSC04649.jpg



DSC04657.jpg



DSC04658.jpg



DSC04663.jpg



P1030341.jpg



Wracamy do miasta i po raz kolejny idziemy na targ. Już nas tak nie oszałamia, chodzimy spokojnie i wzbudzamy delikatne zainteresowanie. Nic dziwnego, jestem subtelnie mówiąc dwukrotnie większy od przeciętnego mieszkańca Meksyku, ba – K. mimo swej nikczemnej postury również. Idziemy coś zjeść (do obiadu przygrywają nam cymbaliści), pić tequillę i spacerujemy po wieczornym San Cristobal. Centrum zmienia się w lunapark, pełen mieszkańców chcących zarobić na chleb. Spotykamy kilku pozujących do zdjęć Predatorów, Spidermana, ludzi tańczących w indiańskich strojach, stepujących. Zwiedzamy miejscowe kościoły, o raczej ascetycznych wnętrzach. Knajpy są pełne. W jednej z nich przysiadamy i my, reszte wieczoru spędzając na piciu piwa i tequili, uśmiechając się do niesamowicie miłej kelnerki, która z gracją nalewa nam trunek z ogromnej butli.


DSC04677.jpg



DSC04687.jpg



DSC04689.jpg



DSC04699.jpg



DSC04706.jpg



DSC04707.jpg



DSC04712.jpg



DSC04717.jpg



DSC04726.jpg



DSC04728.jpg



DSC04730.jpg



DSC04735.jpg



DSC04746.jpg



DSC04766.jpg



DSC04775.jpg



DSC04777.jpg



P1030315.jpg



P1030354.jpg



P1030367.jpg



P1030372.jpg



P1030373.jpg



P1030408.jpg



P1030463.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

zeus 1 marca 2017 21:25 Odpowiedz
Woohoo, kolejna relacja do czytania w pracy! :D
karolinao 2 marca 2017 09:56 Odpowiedz
Dołączam i czekam na następny post :)
przemos74 2 marca 2017 10:08 Odpowiedz
Fajny klimat :) czekam na więcej! :)
booboozb 2 marca 2017 10:21 Odpowiedz
Ehhhh...przeczytałem topless w tytule ;)
ara 2 marca 2017 10:43 Odpowiedz
@‌BooBooZB‌ ja też! :oops: i do tego Twój nick mi się wyświetlił, stwierdziłam "BooBoo i topless?! nieee może być!" i weszłam :D fajnie się czyta, dawaj więcej!
igore 2 marca 2017 12:33 Odpowiedz
Hehe, gdyby @‌BooBooZB‌ napisal relacje z toples w tytule, sam pewnie bylbym wsrod pierwszych czytajacych. Wszak nierzadko w tytule jego relacji pojawia sie rowniez slowo dmuchany. ;)
booboozb 2 marca 2017 12:36 Odpowiedz
:lol: Rewelacja!Ale do rzeczy, będzie coś z tym toplessem w dalszych częściach?Niekoniecznie dmuchanych ;)
j-1 2 marca 2017 12:48 Odpowiedz
Meksykanie na garbusa cabrio mówią "topless" .Śmiało mógł być zatem temat ; Tacos , top(l)es i tequila.A co do kawy to rzeczywiście była taka mocna ,że po miesiącu jeszcze mną telepie :lol: Fajnie pisana relacja , czekam na kolejną część.
ara 2 marca 2017 14:03 Odpowiedz
@‌igore‌ ale po Ameryce Południowej do progów chyba przywykłeś, co? :lol:
rysiekkk 2 marca 2017 14:07 Odpowiedz
ehhh brak topless :cry: ;) tak czy inaczej czekamy na kontynuację...
karolinao 3 marca 2017 09:27 Odpowiedz
Dzięki za zdjęcia i moim zdaniem nie jest ich za dużo :) Także jeżeli możesz to ja chętnie obejrzę każdą ilość i nie będzie to przeszkadzało :D
wintermute 3 marca 2017 09:56 Odpowiedz
zdjęć jest tyle ile trzeba - nikt nie narzeka :-)
gosiagosia 14 marca 2017 00:13 Odpowiedz
Quote:gdyż spora część relacji z forum ma większą wartość niż przewodniki.To już druga rzecz, z którą się z Tobą zgadzam. Pierwsza to umiłowanie lokalnych targów. ;) Tak na marginesie - odwiedziłeś już Ballaro w Palermo?Świetna relacja. Tekst o kurczaku spowodował wybuch śmiechu. Wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. :lol:
igore 14 marca 2017 08:30 Odpowiedz
@‌gosiagosia‌ Mimo dwukrotnego pobytu na Sycylii, Palermo widziałem jedynie przez okno autobusu. Co się odwlecze...Meksykańskie targi są naprawdę interesujące. No i te ceny: kilogram mango czy awokado za ok. 3 złote. Ehh, na jednym z krakowskich targów w miniony weekend, widziałem awokado po 9 (sic!) złotych za sztukę. ;)
igore 28 marca 2017 22:24 Odpowiedz
Należy się jeszcze podsumowanie kosztów i kilka luźnych spostrzeżeń.TransportLoty:AMS – MEX – CUN RT– 950 PLNWAW – AMS RT – 350 PLNCUN – TGZ RT – 200 PLNAutobusy I collectivo:Lotnisko Tuxtla Gutierrez – San Cristobal – 230 MXNSan Crisobal – Ocosingo – 65 MXNOcosingo – Palenque – 75 MXN Lotnisko Cancun – dworzec – 72 MXNCancun – Tulum – 120 MXNTulum – Valladoid – 120 MXNValladoid – Merida – 112 MXNMerida – Cancun – 338 MXNCollectivos na krótkich trasach i w miastach są tanie – od 8 MXN. Mieliśmy sporo takich przejazdów.Taxi:Lotnisko Mexico City – Zona Rosa – 230 MXNTuxtla Gutierrez - lotnisko 200 MXNJeszcze raz czy dwa jechaliśmy taksówką, ale nie pamiętam juz ile zapłaciliśmy. W kazdym razie niewiele.Koszty transportu podczas wyjazdu to mniej więcej 2k PLN/os.NoclegiMyślę, że nasza średnia to poniżej 100 PLN za nocleg. Częśc była kupowana za punkry, albo w promocjach. Zawsze mieliśmy pokój z łazienką o wystarczającym standardzie. Na pewno można znaleźć miejsca sporo tańsze.Wycieczki itp.Kanion Sumidero – 300 MXNŁódka i snorkelling w Tulum – 300 MXNJedzenie:Jest taniej niż w Polsce. My żywiliśmy się w przybytkach różnego sortu. Tak mamy w zwyczaju, że przeplatamy sobie trochę droższe restauracje tymi tańszymi, lub jedzeniem „z ulicy”. Nie jestem fanem meksykańskiej kuchni, ale kilka potraw naprawde mi smakowało, m.in. Sopa de lima, Cochinita pibil. Tortilli mam na razie dosyć, choć smakowała nam. Dodawana jest do każdego posiłku, a Meksykanie potrafią zjeść jej każde ilości. Standardowy obiad kosztował nas ok. 200-300 MXN. Piwo najczęściej 30-35 MXN, tequila od 40 MXN. Pieniądze z bankomatów wypłacaliśmy kartą T-Mobile w USD . Niestety nie da się uniknąc prowizji - najczęściej ok. 30 MXN. Kursy w kantorach różnią się znacznie. Za dolara płacili od 18 do ponad 20 MXN.Ludzie bardzo mili, otwarci, wykazują zainteresowanie gringo. Są pomocni i uśmiechnięci.Wiemy, że tylko posmakowaliśmy kraju i z chęcią byśmy wrócili. Na świecie jest jednak tyle innych miejsc, w których jeszcze nie byliśmy. Numerem jeden był dla nas Chiapas i żałowaliśmy, że nie zaplanowaliśmy podróży tak, by spędzić tam więcej czasu.Jeśli macie jakiekolwiek pytania, chętnie odpowiem.Jedźcie do Meksyku. Pijcie z mieszkańcami Coca-Colę i tequilę. Zwiedzajcie ten jakże ciekawy kraj. Warto!